R5: Listy do młodego kontestatora - Ch. Hitchens

Recenzja 5


Listy do młodego kontestatora


Christopher Hitchens

[tł. Dariusz Żukowski, Karakter, Kraków 2017]




Zastanawia mnie czy chaotyczny styl Chritophera Hitchensa wynika z tematu, który porusza, czy po prostu z jego osobowości. Zwłaszcza w tej książce (a zauważyłem to już w „God is not great”) Hitchens przeskakuje od tematu do tematu, niczym z kwiatka na kwiatek. Jednak bardziej niż pracowitą i metodyczną pszczołę przypomina on pająka, który powoli snuje swoją sieć – zaczynając to z jednej, to z drugiej strony, z kierunków które wydają się być wybrane losowo, a w ostateczności pojedyncze nici zaskakującymi połączeniami splatają się w misterną całość. W przeciwieństwie do chaotyczności Schopenhauera w Erystyce (o której pisałem tutaj) – chaotyczność Hitcha jest chaotycznością innego rodzaju, nie jest irytująca, nie odczuwa się w niej neurotycznego nieporządku, jest to raczej... chaos deterministyczny. Powiedziałbym wręcz, że ma to swój urok – „W tym szaleństwie jest metoda”.
Z drugiej strony jego styl przypomina mi trochę mój własny sposób myślenia, w psychologii wzniośle nazywany myśleniem lateralnym, ja jednak wolę bliższe prawdy określenie – myślenie od dygresji do dygresji. Różnica polega na tym, że ja rozwijając w głowie na raz kilkanaście pomysłów tracę poszczególne wątki i gdy zjawi się w mej głowie myśl wzniosła muszę śpieszyć czym prędzej do papieru, żeby się nie ulotniła. Tymczasem Hitch z kilku wątków tworzy wspomnianą wyżej pajęczynę. Najbardziej jest to widoczne w debatach religijnych, w których uczestniczył – gdy przeciwnik wysuwał jakiś argument na korzyść religii – Hitchens niejednokrotnie dawał popis swojej erudycji rozwodząc się obszernie nad kontekstem, autorem oraz okolicznościami powstania owego argumentu, jego powiązaniami, implikacjami, czy nawet jego innymi wariantami zaciągając tym samym nieroztropnego oponenta na głębokie wody literacko-intelektualnego morza, ażeby w nich go utopić.
Cała książka jest gawędą w postaci listów i stanowi odę pochwalną na cześć postawy dysydenckiej, do której autor zachęca czytelnika i która mi również jest bardzo bliska, mam bowiem wielką słabość do buntowników i wszelkiego rodzaju ludzi niepokornych. Cóż, swój do swego po swoje.
Książka czyta się przyjemnie, ale nie jest to tego rodzaju uczta, co Hitchensowskie opus magnum, na którego tłumaczenie pomstowałem w poprzedniej recenzji.



Poleca się wszystkim, którzy lubią Hitchensa; jest to również świetna alternatywa dla tych, którzy chcą uniknąć spartaczonego tłumaczenia książki „Bóg nie jest wielki”.

Ocena: 7/10

Comments

Popularne