R1: Erystyka - A. Schopenhauer

Recenzja 1

Erystyka
czyli sztuka prowadzenia sporów
Arthur Schopenhauer

w przekładzie Bolesława i Łucji Konorskich






Pozycja na jeden wieczór - zdecydowanie bardziej broszurka lub rozprawka niż książka (wydana nota bene dopiero 4 lata po śmierci autora – tj. w roku 1864) – sądzę, że zajęłaby ok. 20 stron A4, gdyby ją przepisać czcionką 12. Tymczasem wydana większą czcionką w formacie mniej więcej A6 zajęła ponad 100 – tak się to robi, moi mili Państwo! 100 stron to minimalne minimum i do setki trzeba dobić bez względu na wszystko.
Za lekki błąd uważam decyzję o zachowaniu słów greckich w oryginale, które przewijają się dosyć często utrudniając płynne czytanie. Na duży minus zasługuje natomiast decyzja o rozmieszczeniu przypisów, których w tekście również jest pełno (wziąwszy pod uwagę fakt, że przypisy zostały napisane czcionką około 2 rozmiary mniejszą - zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że stanowią jedną trzecią całego tekstu).
Wprowadzono ich dwa rodzaje:
- odautorskie znajdujące się pod tekstem głównym (czasami zajmujące nawet ¾ strony).
- oraz od tłumaczy umiejscowione na końcu tekstu (tu znajdują się np. wyjaśnienia nieprzetłumaczonych słów greckich i innych przypisów, których jest około stu (sic!) i po które trzeba za każdym razem poczłapać na koniec książki, co nieznośnie wybija z rytmu czytania – podkreślę raz jeszcze, że książka ma trochę ponad sto stron i to w dużym wyolbrzymieniu – upiorne proporcje).
Co do treści – Schopenhauer na początku zarysowuje pojęcia, komentuje dialektykę erystyczną w Starożytnej Grecji, wykonując kulturalny ukłon w stronę Arystotelesa, po czym wypunktowuje około 40 chwytów erystycznych. Wywody jego są bardzo chaotyczne i odniosłem wrażenie, że miejscami się powtarza.
Chaotyczność przedstawię na przykładzie sposobu 16 - argumentum ad hominem.
Z jednej strony w przypisie Schopenhauer pisze:
„Jeżeli np. mój przeciwnik jest wielkim zwolennikiem Kanta, ja zaś opieram swój dowód na jakiejś wypowiedzi Kanta, to dowód ten jako taki jest ad hominem. Jeżeli jest on mahometaninem, to mogę oprzeć swój dowód na jakiejś cytacie z Koranu, co już będzie dla niego wystarczające, wciąż jednak tylko ad hominem.”
Kompletnie nie rozumiem dlaczego miałoby to być ad hominem. Dla mnie brzmi to bardziej jak odwoływanie się do autorytetu (argumentum ad verecundiam). Jeżeli jednak nasz oponent rzeczywiście uznaje ów autorytet i zgadza się z tym co on mówi, to nie widzę w tej technice nic nieuczciwego – jest to zwyczajny sposób przeprowadzenia dowodu przez sprzeczność (reductio ad absurdum), a nie żaden chwyt erystyczny.
Z drugiej strony mamy tekst główny, w którym powiada:
„Argumentum ad hominem lub ex concessis.
Przy każdym twierdzeniu przeciwnika musimy badać, czy ono w jakiś sposób, choćby tylko pozornie, nie znajduje się w sprzeczności z czymś, co przeciwnik powiedział lub przyznał wcześniej
[Jeśli pominąć „choćby tylko pozornie” to nie widzę tu żadnej nieuczciwości – komentarze moje, BZ], bądź też z regułami jakiejś szkoły, sekty, którą on pochwala i aprobuje [Wciąż nie], lub z postępowaniem zwolenników tej sekty [To już jest nieuczciwe i nie powinno być w ogóle zrównane z poprzednimi!] – choćby nawet zwolenników nieszczerych i pozornych [Tutaj Arthur całkiem pojechał po bandzie...] –, bądź wreszcie z jego własnym sposobem postępowania. [Kiełbasa, mydło i powidło - znowu przechodzimy do czegoś uczciwego (o ile tylko nie stanowi to ucieczki od głównego tematu)] Jeżeli np. przeciwnik broni samobójstwa, krzyczymy zaraz: „To dlaczego sam się nie powiesisz?” A jeśli twierdzi na przykład, że pobyt w Berlinie jest nieprzyjemny, natychmiast zawołamy: „To dlaczego nie wyjeżdżasz pierwszą ekstrapocztą?” [Tu następują dwa niemal identyczne przykłady, w których celem jest uniknięcie dojścia do meritum dyskusji poprzez trywialny bełkot (ja określiłbym je raczej mianem argumentu z dupy), które są kompletnie niezwiązane z poprzednimi wywodami (co również, jeżeli tylko Czytelnik zechce mi wybaczyć nadmiar ordynarności, określiłbym mianem przykładu z dupy)] Jakąś szykanę zawsze będzie można wynaleźć.”
Jeżeli uważność i wyłapywanie momentów, w których przeciwnik sam sobie przeczy stanowi ad hominem – to równie dobrze ad hominem może stanowić dowolne słowo wypowiedziane w debacie.
Wydaje mi się, że jest już dobrze widoczne co mam na myśli określając te wywody mianem chaotycznych. Brakuje mi w nich porządku i ścisłości rozumowania.
Sądzę, że pozycja ta w swoim czasie była potrzebna – przypomniała o zasadach sporów i wznowiła rozważania nad tym co wolno, a czego nie – albo raczej: co ma sens i winno się liczyć w dyskusji. W pewnym sensie była więc początkiem rozważań o etykiecie dyskusji. Ściśle mówiąc – drugim początkiem, początkiem w naszych czasach, a zatem bardziej precyzyjnie: wznowieniem - wznowieniem refleksji zapoczątkowanej przez Starożytnych. Za to należy ją i jej autora docenić.
Do czytania jednak nie namawiam. Wydaje mi się, że można na ten temat znaleźć porządną dawkę lepiej uporządkowanej wiedzy w innych miejscach (takich jak internet) – ale kwestia chwytów erystycznych sama w sobie warta jest rozwagi.



Ocena: 4/10

Comments

Popularne