R2: Bóg nie jest wielki - Ch. Hitchens

Recenzja 2


Bóg nie jest wielki

Christopher Hitchens

[tł. Cezary Murawski, Sonia Draga 2016]




„God is not great” to najważniejsze dzieło Christophera Hitchensa - wybitnego humanisty o ciętym piórze, niedoścignionego mówcy i człowieka zakochanego w literaturze, który przeczytał więcej książek niż niejeden tylko widział na regale. Będąc w posiadaniu zarówno oryginału jak i tłumaczenia tej pozycji na polski - nie mogłem się oprzeć pokusie porównania obu wersji.
Tłumaczenie okazało się być beznadziejne, żeby nie powiedzieć skandaliczne. Ostry i błyskotliwy styl Hitchensa został kompletnie zatracony. A trzeba przyznać, że jest to nie lada wyczyn – niczym zamiana porywającego pląsu łyżwiarki wyczynowej w siermiężną szarżę słonia. Przekład jest toporny i mdły – już na samym początku tłumacz wyrżnął twarzą o bruk tłumacząc tytuł pierwszego rozdziału „Putting it mildly” (czyli „Mówiąc delikatnie” lub bardziej dosłownie: „Ujmując rzecz łagodnie”) jako „Ujmując rzecz ogólnie” - ten kwiatek oraz niechlujne tłumaczenie cytatu z Omara Chajjama zapaliło czerwoną lampkę w mojej głowie i nasunęło pomysł porównania. Decyzję o spisywaniu wrażeń z owego przedsięwzięcia podjąłem jednak dopiero w połowie książki, gdy ocknąłem się już nieco ze stanu wzburzonego zdegustowania.
W rozdziale 8 mamy zdanie „What a good Catholic Maimonides would have made!” (Jak świetnym katolikiem byłby Majmonides!) przetłumaczone tak jak nawet pijak przetłumaczyć by nie zdołał:
„Jakaż to dobroć emanuje z katolika Majmonidesa!”
Po pierwsze, nawet średnio rozgarnięty szympans wie, że Majmonides był Żydem – a jeżeliby nawet nie wiedział o tym zanim zaczął czytać książkę, to dowiedziałby się z kilku poprzednich zdań.
Po drugie – skąd tu się wzięło nagle ‘emanowanie dobrocią’?! Ktoś chyba chciał tu wyjść na kreatywnego. Niestety, próby wykazania się cechami, których nie posiadamy miewają często zaskakującą tendencję do niepowodzeń...
W ten oto sposób uszczypliwe podsumowanie zostało obrócone w głupawy i tępy atak.
Już na tym etapie pojawia się pokusa, żeby podejrzewać tłumacza o złą wolę. Czytelnik nie mający pojęcia, ani o Hitchensie, ani nie znający oryginału – gotów by pomyśleć, że to autor jest ignorantem i nieudolnie w piętkę goni starając się zaatakować za wszelką cenę Bogu ducha winną św. wiarę katolicką. A przywoływanie przezeń (w poprzednim zdaniu!) wypowiedzi Majomnidesa, w której ten powiada, że śmierć Jezusa była jednym z największych osiągnięć starszyzny żydowskiej i że imię tego heretyka nie powinno być wymawiane bez przekleństwa – świadczy tylko o tym jak autor ma nie po kolei w głowie.
Jestem w stanie wymyślić nawet ciekawszą teorię. Można by bowiem z drugiej strony zasugerować, że tłumacz sam będąc zagorzałym ateistą nienawidzącym katolików nie zadowolił się umiarkowaniem Hitchensa i postanowił podrasować jego krytykę, aby dopiec katolikom. Do tego jeszcze wrócimy, tymczasem przejdźmy dalej w naszym inkwizycyjnym dochodzeniu.
W rozdziale 9: „unverifiable and unfalsifable” (nieweryfikowalne i niefalsyfikowalne) przetłumaczone jest jako „nieweryfikowalne oraz niedające się zafałszować”. Wydaje mi się, że różnica między niefalsyfikowalnym i niedającym się zafałszować jest dosyć oczywista i tłumaczyć jej nikomu nie trzeba.
W tym samym rozdziale napotykamy zdanie:
„If the total of those claiming descent from the founder was added up, it would probably exceed the number of holy nails and splinters that went to make up the thousand-foot cross on which, judging by the number of splinter-shaped relics, Jesus was evidently martyred.”
(Jeżeliby zsumować liczbę tych, którzy twierdzą, że pochodzą od założyciela, prawdopodobnie przewyższyłaby ona liczbę świętych gwoździ i drzazg, które składają się na krzyż wysokości tysiąca stóp, na którym, sądząc po liczbie drzazgo-podobnych relikwii, został ewidentnie zamęczony Jezus.)
Któremu w Nowej Wspaniałej Wersji Polskiej nadano brzmienie:
„Gdyby wszystkie te roszczenia dotyczące bezpośredniego pochodzenia od założyciela religii dodać do siebie sądząc po liczbie relikwii w formie drzazg i gwoździ z krzyża, na którym zamęczono Jezusa, najprawdopodobniej powstałby krzyż długości tysiąca stóp.”
To jest kwintesencja przekładu pana Murawskiego!
Następnie, niezbadanym zrządzeniem losu tłumacz postanowił przechrzcić Barta Ehrmana na Bartona. Bez słowa wyjaśnienia rzecz jasna. Cóż, nie mogę się wypowiadać za Ehrmana, ale ja za Bartoszona bym się obraził. Być może tłumacz zostawszy nazwany kiedyś cochon’em postanowił w taki oto sposób wywrzeć zemstę na świecie – ale, ale – o teoriach spiskowych później.
Zmilczę stosowanie bez żadnego komentarza niestandardowej pisowni słowa „Allach” podczas gdy oryginał uparcie obstaje przy „Allah” – byłoby to z mojej strony straszne czepialstwo (równie stosowne jak zarzucanie Stalinowi, że zabił psa) wziąwszy pod uwagę poprzednie wykroczenia czarownego Cezarego oraz te, które mają dopiero nastąpić. Okazuje się bowiem, że najlepsze dopiero przed nami. Nawet najważniejsze i najsłynniejsze zdanie tej książki, które doczekało się osobnego życia i miana „Brzytwy Hitchensa” zostało haniebnie okaleczone przez tłumacza.
„What can be asserted without evidence, can also be dismissed without evidence.”
(Co można przyjąć bez dowodu, można także odrzucić bez dowodu.)
Zostało przetłumaczone jako:
„To, co da się udowodnić bez dowodu, można również obalić bez dowodzenia.”
Udowodnić bez dowodu?! Co to za bełkot! Mógł on przecież przetłumaczyć wszystko dosłownie, słowo w słowo, lub chociaż poszukać tłumaczenia w internecie, gdzie znalazłby całkiem przyzwoity przekład tej maksymy. Najważniejsze zdanie całej książki - i nawet to udało mu się spartaczyć!
W rozdziale 11: „It is a great historical story and (unlike its origin in a piece of vulgar fabrication) can be read with respect.”
(Jest to wspaniała opowieść historyczna i może (w odróżnieniu od ordynarnej fabrykacji, z której pochodzi) być czytana z uszanowaniem.)
Zamienione na: „To wielki historyczny epos (w odróżnieniu od samej genezy, opartej na prostackim zmyśleniu), którego dzieje wymagają szacunku.”
Różnica między tym, że coś można, a tym, że coś jest wymagane – znowu – nie potrzebuje dalszego objaśniania.
Swoją drogą, w początkowych rozdziałach „respect” był nagminnie tłumaczony jako „szacunek i respekt”, „z szacunkiem i respektem” itd. - jakby tłumacz nie mógł się zdecydować na jedno słowo, więc za każdym razem postanawiał przetłumaczyć je jako dwa w pakiecie. Jest to być może drobnostka stylistyczna w zestawieniu z kalibrem przestępstw translatorskich, o które oskarżam tłumacza, ale mnie i tak razi. Respekt nie jest bowiem tym samym co szacunek. Nawet gdyby był - to zestawienie „respekt i szacunek” i tak nie miałoby sensu, niczym wypieki i wyroby piekarskie w zdaniu ‘Udałem się rano do piekarni, gdzie zakupiłem wypieki i wyroby piekarskie’ - bezsensowny bełkot, wystarczyłoby w zupełności tylko jedno z nich! Respekt ma inny odcień znaczeniowy, inne zabarwienie emocjonalne. Respekt wiąże się z lękiem, szacunek - nie. Szacunek się zdobywa, respekt się budzi, na szacunek się zasługuje, podczas gdy respekt się wymusza. Szacunek jest nadany (a zatem dobrowolny), respekt narzucony (więc niedobrowolny) – w ten oto sposób wyjaśniliśmy sobie, że respekt stanowi upośledzoną formę szacunku, skutkiem czego nie może iść z nim w parze. Respekt wyklucza szacunek. Ergo – zestawienie „respekt i szacunek” jest pozbawione sensu.
Napotkane zaś w następnym rozdziale zdanie: „Kiedy jednak przybył do Konstantynopola, po prostu wsadzili go więzienia.” ukazuje ogrom ciężkiej pracy włożonej w ten przekład przez komitet tłumaczeniowo-redakcyjno-korekcyjny wydawnictwa Sonia Draga w składzie osób sześciu. SZEŚCIU!!! Ja sam jeden, mimo braku kompetencji, przetłumaczyłbym tę książkę o niebo lepiej! Wydaje mi się, że wykazałem już ponad wszelką wątpliwość, że tłumaczenie to jest tak złe, iż można by je z czystym sumieniem uznać za przekłamanie i że należy je omijać szerokim łukiem.
Cóż zatem? Czy wracamy do naszych teorii spiskowych? Tłumacz jest katolikiem-sabotażystą, czy niewyżytym ateistą? Poddałem je pod rozwagę prowokacyjnie i z premedytacją, ponieważ wiem, że świat współczesny rozlubowany jest w takim etykietowaniu i plemiennej retoryce. W krajach anglojęzycznych ma ona nawet swoją nazwę – identity politics, którą można by co prawda przetłumaczyć na polski jako polityka tożsamości, lecz trzeba przyznać, że brzmi to cokolwiek niezręcznie. Hitchens zapewne skwitowałby takie pytanie z ironią: Dla wielu ludzi teoria konspiracyjna jest lepsza niż brak teorii – szukajcie, a znajdziecie.
Proweniencja religijna pana Murawskiego nie interesuje mnie – jak dla mnie może być muzułmaninem, arianinem, buddystą, alpinistą, mormonem, czy neonem. Whatever floats your boat. Liczy się dla mnie to, że doszczętnie spartaczył przekład świetnej i bardzo ważnej książki. Najwidoczniej przyświecał mu cel poszerzenia swego résumé („1001 win, które warto spróbować”, „100 wielkich miast świata”, „Anatomia w piłce nożnej” itp.) o coś bardziej ambitnego. To był błąd. Nie powinien był on opuszczać dziedziny swojej ekspertyzy.
Zamiast więc zagłębiać się w jego motywy, o których pojęcia mieć nie mogę – uznaję po prostu jego nieudolność i przyznaję mu tytuł Fuszera Roku w kategorii przekład prozy anglojęzycznej. Wydanie tej pozycji w niniejszej formie jest skandalem i stanowi wielką hańbę dla wydawnictwa Sonia Draga. Żadne szanujące się wydawnictwo nie powinno wypuścić książki w tak fatalnym stanie i do tego jeszcze mieć czelność sprzedawania jej za ponad 30 zł. Świadczy to dobitnie o totalnym braku szacunku dla czytelnika.
Tym, którzy są zainteresowani niniejszą pozycją – polecam czytać w oryginale, jeżeli mają taką możliwość. Można też wypożyczyć niniejsze wydanie z biblioteki i ze sporą dozą cierpliwości próbować dobić się do pierwotnych idei.
Najlepiej będzie jednak wstrzymać się z lekturą do czasu gdy powstanie porządne tłumaczenie na polski, czego mam nadzieję wydawnictwo Sonia Draga podejmie się czym prędzej, aby się zrehabilitować. Tymczasem kupować odradzam, gdyż nie warto, i przestrzegam przed innymi przekładami z języka angielskiego tego wydawnictwa. Jeżeli tak poważne zaniedbania mogły przejść niezauważone przez sześcioosobowy komitet, to strach pomyśleć co jeszcze wydawnictwo Sonia Draga ma na sumieniu.




Ocena oryginału: 8/10
Ocena tłumaczenia: 0/10

Comments

Popularne